XXV niedziela zwykła (rok A)

Iz 55,6-9 Ps 145 Flp 1,20-27 Mt 20,1-16

Czy na to złym okiem patrzysz, że jestem dobry? Tym pytaniem kończy się dzisiejsza Ewangelia. Nie doczekała się odpowiedzi. Być może po to aby każdy z nas mógł sam sobie na to pytanie odpowiedzieć. Czym jest Boża sprawiedliwość? Czy Bóg jest do końca uczciwy wobec tych, którzy mu służą? Odpowiedź na te pytania znajduje się w dwudziestym rozdziale Ewangelii Św. Mateusza.

Słuchamy dzisiaj przypowieści o robotnikach w winnicy. Oto gospodarz wyszedł szukać robotników do swojej winnicy. Wyszedł wczesnym rankiem, tj. ok. godziny szóstej (według naszego sposobu liczenia godzin) i zatrudnił pracowników, podobnie uczynił o godzinie trzeciej (według naszego sposobu liczenia godzin jest to godzina dziewiąta). Gospodarz wychodził i szukał pracowników co parę godzin. Ostatnich zatrudnił o godzinie jedenastej (czyli siedemnastej). Dzień pracy kończył się o zmierzchu, a więc o godzinie osiemnastej według naszego sposobu liczenia godzin. Niektórzy więc pracowali bardzo długo – dwanaście godzin, inni trochę mniej, ostatni natomiast pracowali tylko jedną godzinę. Uzasadnione wydają się więc roszczenia tych co pracowali dłużej. Po ludzku należy się im więcej. Jeden denar, który otrzymali był sprawiedliwym wynagrodzeniem, ale inni powinni otrzymać mniej. Czy gospodarz dając wszystkim po równo, nie skrzywdził tych pierwszych?

Gdyby przypowieść ta dotyczyła jedynie ekonomii, pewnie trzeba byłoby uznać postępowanie gospodarza za malwersacje i działanie na szkodę gospodarstwa, ale ta przypowieść jest czymś głębszym niż tylko wykresem ekonomicznym. Co jest ukryte w tej przypowieści?

Gospodarzem jest oczywiście Bóg, który zaprasza do pracy w swojej winnicy, czyli Kościele. Robotnikami są ludzie, a dzień jest symbolem całego ludzkiego życia. Różne pory rozpoczęcia pracy w winnicy symbolizują różne pory życia, w których człowiek odkrywa Boże powołanie i zaczyna żyć w Kościele – żyć według Bożej Woli. Momentem wypłacania nagrody jest nasza śmierć, kiedy wszyscy ci, którzy w chwili śmierci należeć będą do Chrystusa otrzymają tę samą nagrodę – życie wieczne w niebie. W tej przypowieści widzimy jasno, że człowiek, który od urodzenia zmagał się o wierność przykazaniom otrzyma taką samą nagrodę jak ktoś, kto szczerze nawrócił się dopiero na łożu śmierci, choć wcześniej jawnie odrzucał Boga. Czy to jest sprawiedliwe?

Warto przyjrzeć się głębiej tej przypowieści. Ci, którzy pracowali od rana byli pewni swojej nagrody. Musieli ciężko pracować, stawiać sobie wymagania, ale gospodarz czuwał nad nimi. Wiedzieli jak iść i co robić. Ci, którzy nie byli zatrudnieni żyją w pozornej wolności, nic nie muszą, ale im bardzie zbliża się koniec dnia, tym są w coraz większej niepewności, czy ktoś ich zatrudni, czy będą mieć za co żyć? Aby zrozumieć sens tej przypowieści musimy na nowo popatrzeć na to czym jest nasze trwanie w Kościele. Bycie we wspólnocie Kościoła nie polega tylko na chodzeniu na Msze Św. i skrupulatnemu przestrzeganiu wszystkich przykazań, choć jest to bardzo ważne. Trwać w Kościele to żyć prawdziwą miłością, pragnieniem służby i gotowością do poświęceń zarówno wobec Pana Boga jak i innych ludzi, szczególnie naszych nieprzyjaciół. Natomiast sama modlitwa czy życie sakramentalne jest ku takiej postawie niesamowicie pomocne. Bo bez relacji z Bogiem czynić dobro w naszym życiu jest niesamowicie trudno.

Trzeba się więc cieszyć z każdego, kto w swoim życiu nawet w ostatniej chwili odkryje Boga i uratuje się przed śmiercią wieczną. Nie oceniajmy, sąd zostawmy Bogu. Bo to tak jakby człowiek w szalupie ratunkowej narzekał na konieczność wiosłowania, podczas gdy tonący poza szalupą wiosłować nie muszą. Pan Bóg nas do swojej winnicy zaprosił, róbmy wszystko aby wytrwać w niej aż do momentu zapłaty.