1 Krl 19,9a.11-13 Ps 85 Rz 9,1-5 Mt 14,22-33
Jezus w Ewangelii wielokrotnie zaskakiwał swoich uczniów. Wydawał polecenia, które pozornie nijak miały się ze zdrowym rozsądkiem. Pewnego dnia wielki tłum zgromadził się przy Jezusie, aby Go słuchać. Słuchali Go tak długo, aż zaczęli odczuwać głód. Zatroskani o nich Apostołowie prosili Jezusa, aby ich odesłał. Wtedy mogliby kupić sobie coś do jedzenia. Jezus jednak miał inne plany. W sposób cudowny rozmnożył chleb i nakarmił tłum. W ten fragment Ewangelii wsłuchiwaliśmy się w ostatnią niedzielę. Dziś natomiast słyszymy co wydarzyło się dalej.
Znak rozmnożenia chleba, którego dokonał Jezus na pewno spotkał się z wielkim entuzjazmem tłumu. Teraz mogą pozostać z Nim dłużej, może ich dalej nauczać. Gdyby Jezus codziennie rozmnażał chleb i dawał go ludziom za darmo mógłby pewnie zyskać wielką popularność. Ale on działa inaczej.
Dzisiejsza Ewangelia rozpoczyna się od przynaglenia uczniów, aby wsiedli do łodzi i przeprawili się na drugą stronę. Gdy uczniowie wsiedli do łodzi, Jezus odprawił tłumy i poszedł sam na górę, aby się modlić. Wbrew pozorom nie jest to ucieczka. Jezus bardzo świadomie posyła zarówno swoich uczniów jak i tłum. Doświadczyli fizycznie łaski Bożej, teraz mają iść dzielić się tym doświadczeniem z innymi. Otrzymują kolejny dar. Tym razem nie fizyczne pożywienie, ale dar powołania – misji. Chrystus usuwa się na bok, aby dać człowiekowi możliwość podjęcia decyzji – czy chce realizować misję czy też woli pozostać biernym. Nie wiemy jak ci ludzie się zachowali, możemy jedynie przypuszczać, że ich reakcje były różne. Jedni wrócili źli, bo Mistrz nie dał im więcej chleba. Inni zapomnieli o tym co się wydarzyło zajęci swoimi problemami. Ale na pewno byli i tacy, którym to wydarzenie przemieniło całe życie. Ci przyjęli misję i ją wypełnili.
Za każdym razem, gdy uczestniczymy w Eucharystii, celebrujemy także ten moment. Jezus karmi nas Chlebem – Komunią św. oraz nas posyła. Jaka jednak będzie nasza reakcja? Czy na nas to jeszcze „działa”? Czego ja chcę od Boga? Aby karmił mnie tu na ziemi, a może jestem wdzięczny, że zaprasza do czegoś więcej – do radości nieba.
Wróćmy jeszcze na chwilę do Apostołów. Ich Jezus posyła ze szczególną misją. Mają przeprawić się na drugi brzeg jeziora. Czynią to w nocy wśród przeciwności morza i wiatru. Ich podróż jest obrazem życia, w którym człowiek doświadcza wielu przeciwności. Zapewne łatwiej było by im pozostać na brzegu i karmić się rozmnożonym chlebem. Może mają teraz wyrzuty do Jezusa, że ich tu wysłał, a sam pozostał na brzegu. Gdy tak się zmagali z wiatrem, morzem i sami ze sobą, przychodzi do nich Jezus. Nie narzuca się, ale po raz kolejny zaskakuje, przychodzi bowiem po wodzie. Na to wydarzenie reaguje Piotr. Widać coś rozumie, mówi bowiem: „Jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. Piotr wewnętrznie czuje, że kroczenie po wodzie jest możliwe tylko na słowo Jezusa. I rzeczywiście – kroczy po wodzie, mimo że jest to nie do pogodzenia z ludzką nauką. Czyni tak, aż do momentu, gdy zwątpił, ale i wtedy wie, jak się zachować, krzycząc: „Jezu ratuj”.
Dzisiejsza Ewangelia uczy nas, że Bóg nie zawsze spełnia nasze zachcianki. Częściej posyła nas na trudne drogi, jednak jest na nich zawsze z nami. Kroczenie po drogach naszego powołania możliwe jest wtedy, gdy mamy zaufanie do Boga. Gdy jednak to zaufanie z powodu życiowych trudności tracimy, wołajmy do Boga: Ratuj!