XIX Niedziela zwykła (rok C)

Mdr 18, 6-9 Ps 33 Hbr 11, 1-2. 8-19 Łk 12, 32-48

Pewnej niedzieli proboszcz z Ars ? św. Jan Maria Vianney wyszedł na ambonę i rozpoczął kazanie tymi słowy: Ostatnio, gdy wracałem do domu wśród drzew usłyszałem piękny śpiew ptaków. Gdy to usłyszałem, od razu się rozpłakałem, bo ptaki, które Bóg stworzył, aby śpiewały ? śpiewają, a ludzie, których Bóg stworzył, aby Go kochali, nie kochają Boga. Po tych słowach kaznodzieja ponownie się rozpłakał.

Po co człowiek został stworzony? Tylko po to, aby kochać Boga i być kochanym. W Ewangelii słyszymy dziś przypowieść o sługach, którym został powierzony dom podczas nieobecności pana. Ich zadaniem jest czuwanie, aby gdy tylko pan powróci, przyjąć go i mu usługiwać. Jednocześnie mogą korzystać ze wszystkiego, co w tym domu jest. Jednak mogą to czynić jedynie w tym stopniu, w jakim pomaga im to w oczekiwaniu.

Obraz, który dziś widzimy można rozczytać w następujący sposób. Panem, na którego słudzy mają oczekiwać jest oczywiście Bóg, który ma powtórnie przyjść. Sługami są wszyscy ludzie. Domem jest świat razem z całym stworzeniem. Momentem przybycia pana jest każde spotkanie z Bogiem, ale w sposób szczególny to ostateczne w chwili ludzkiej śmierci.

Wielkim pragnieniem Boga jest właśnie człowiek. To miłość do człowieka była dla Boga głównym motywem, aby go stworzyć. Miłość jednak ze swej natury, aby była prawdziwa domaga się wolności, a wolność naturalnie dobrowolności. Z tego też powodu bezgraniczna miłość Boga, aby być prawdziwą nie może człowieka zmusić do wzajemności. Dlatego więc ta chwilowa rozłąka. To człowiek przez swoje życie ma dać odpowiedź na odwieczne zaproszenie Boga do miłości. Czuwając i wypatrując spotkania dajemy pozytywną odpowiedź Bogu.

Pan, który powierza sługom swój dom to Bóg. Dać komuś klucze do swojego domu to wyraz wielkiego zaufania. Czasem słuchając tej perykopy możemy mieć wrażenie, że ów właściciel ciemięży biedne sługi. Czy jednak jego postawa nie jest wyrazem wielkiego zaufania? Tak Bóg potrafił zaufać człowiekowi dając mu ?swój dom?, aby się o niego troszczył. Naturalnie na myśl przychodzą nam słowa z księgi Rodzaju, gdzie Bóg poleca człowiekowi, aby najpierw opiekował się ogrodem Eden, a następnie czynił sobie ziemię poddaną. Ten dom, a więc całe stworzenie, jest człowiekowi dany, aby pomóc w oczekiwaniu na Pana.

Czym ostatecznie jest ten dom? To całe stworzenie. Możemy tu wyróżnić trzy grupy. Pierwsza to wszystkie rzeczy materialne, a więc: przyroda, lasy, morza, wynalazki techniczne, maszyny, pieniądze itp. Druga grupa to nasze umiejętności, czyli: inteligencja, talenty, zainteresowania, uzdolnienia, wiedza, wykształcenie itp. Trzecią grupą są pewne społeczne zależności, tzn.: status społeczny, szacunek, znajomości, wpływy, relacje rodzinne. Te wszystkie rzeczywistości są nam dane przez Boga. Z łatwością możemy tu zauważyć, że każdy człowiek otrzymał co innego, ale każdy coś otrzymał. Jedni więcej inni mniej, ale każdy wystarczająco. W tym kontekście musimy zobaczyć, że to wszystko, co otrzymaliśmy ma nam pomóc w spotkaniu z Bogiem. Ma zaspokoić nasze doczesne potrzeby, abyśmy mogli wypatrywać przyszłych. Mamy także troszczyć się o ten dom, a więc także wykorzystywać dobrze i rozwijać to, co od Boga otrzymaliśmy, ale zawsze zgodnie z przeznaczeniem ? dla naszego uświęcenia. Człowiekiem głupim Pan Jezus nazywa takiego, który nie bierze pod uwagę, że On wróci, ale używa tego świata, nie czuwając.

W końcu tym momentem, w którym Pan wraca z uczty weselnej jest moment naszej śmierci. Chwila, w której Miłość Pana Boga powie: ?sprawdzam?, jeśli czuwaliśmy Bóg zaprosi nas do swego stołu i na wieki będzie nam usługiwał, jeśli nie zastanie nas czuwających, czeka nas kara. Jednak tą chwilą powrotu nie jest tylko śmierć. Pan Bóg bardzo często do nas przychodzi i pyta o miłość. Przychodzi w modlitwie, Eucharystii, sakramentach, w drugim człowieku. Takim zewnętrznym przejawem naszej gotowości jest oczywiście stan łaski uświęcające, nie tylko z okazji świąt.

Zasłuchani w dzisiejszą Ewangelię, czuwajmy wypatrując spotkania z Bogiem w codzienność, a kiedyś w wieczności.