XXIV Niedziela zwykła (rok C)

Wj 32,7-11.13-14 Ps 51 1 Tm 1,12-17 Łk 15,1-32

W życiu wiele rzeczy mierzymy i liczymy. Określamy długość i masę. Posługujemy się przy tym wieloma jednostkami: metry, godziny czy kilogramy. Czy jednak można wszystko w życiu zmierzyć i opisać? Niektórzy uważają, że tak; wystarczy znaleźć odpowiednią do tego jednostkę. Czy można jakąkolwiek jednostką zmierzyć miłość? Wydawać się może, że adekwatną do tego jednostką są czyny. Przecież kto kocha będzie czynił wiele dobra. Im więcej kocha, tym więcej dobra jest w stanie dokonać. Ta jednostka pomiaru miłości wydaje się bardzo słuszna i miarodajna. Ostatnio jednak spotkałem się z innym poglądem, znacznie głębszym i piękniejszym. Miarą prawdziwej miłości jest brak czynów. Miłość jest tym prawdziwsza im spotyka się z większym odrzuceniem i pogardą. Łatwo jest nam w życiu kochać tych, którzy są nam życzliwi i okazują nam dobrać. Znacznie trudniej jest kochać ludzi nam obojętnych czy wrogich. O tym mówi nam dzisiejsza Ewangelia.

Perykopa przewidziana na dzisiejszą niedzielę ukazuje m. in. dwie Jezusowe przypowieści: o zaginionej owcy i o synu marnotrawnym. Choć obrazy te są różne, ukazują jednak podobną prawdę. Bóg nie kocha za coś, On kocha pomimo wszystko.

W przypowieści o zaginionej owcy spotykamy pasterza posiadającego sto owiec. Jest to duże stado. Jedna z owiec postanowiła zostawić pasterza i odejść. Przez to skazując się na niechybną śmierć ze względu na drapieżniki, ale i brak pożywienia. Pasterz powinien zbagatelizować tę sytuację, pozwolić owcy zginąć, przecież przy pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu ta jedna nic nie znaczy. Niech ma za swoje! Nie tak myśli pasterz. Każdą owcę kocha, bo należą do niego. Kocha pomimo tego, że owca go zostawiła. Nie kocha za coś, po prostu kocha i mu na owcach zależy. W tej przypowieści pasterzem jest Bóg, a owcami wszyscy ludzie, każdy z nas. Na miłość Boga nie musimy sobie zasłużyć. W żaden sposób, żadnym grzechem nie jesteśmy wstanie sprawić, żeby przestał nas kochać. Dzieje się wręcz na odwrót. Św. Paweł w jednym ze swoich listów pisze: gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska. Im człowiek bardziej okazuje Bogu niewdzięczność i pogardę przez swoją postawę i grzechy, tym Bóg ma większą możliwość miłości. Bo miłość mierzy się nie czynami, ale brakiem czynów.

Przypowieść o synu marnotrawnym ukazuje nam sytuacje pewnej rodziny, w której doszło do swoistej tragedii. Ojciec, który miał dwóch synów usłyszał od młodszego z nich: daj mi moją część spadku, chcę opuścić dom. W tych słowach wyraził wielką obelgę wobec ojca. Zgodnie w ówczesnymi realiami, spadek przysługiwał spadkobiercom  dopiero po śmierci właściciela. Słowa syna: daj mi część majątku, wyrażają, że ojciec jest już dla niego martwy, nie istnieje. Młodszy syn zabiera pieniądze, zostawia dom i wyjeżdża w dalekie strony, a tam dobrze się bawi nie myśląc o swoim ojcu. Co w tym czasie czyni ojciec? Myśli o synu, czeka na tego, który wyrządził mu tak wielką krzywdę. Gdy syn upokorzony przez swoje grzechy wraca, spotyka zapłakanego ze szczęścia ojca, który ciągle kocha. Ojca, który nie chce słyszeć o karze, ale cieszy się z powrotu syna. W tej przypowieści ojciec jest oczywiście obrazem Boga, syn natomiast obrazem człowieka, który popada w grzechy ciężkie. Podobnie jak w poprzedniej przypowieści miłości Boga nie jest w stanie nic przerwać. Bo miłości nie mierzy się czynami, ale brakiem czynów.

Te dwie przypowieści ukazują nam jak wielka jest miłości Pana Boga i jego cierpliwość. W działaniu Pana Boga jest jednak również i wolność. Owca musiała dać się znaleźć i chcieć wrócić do stada. Syn musiał zrozumieć swój błąd i wrócić do Ojca. Miłość Pan Boga jest bezwarunkowa i bezinteresowna, jednak wielkim błędem jest liczenie na to, że sama miłość Boga wystarczy. Z naszej strony potrzebna jest zgoda na tę miłość, wyrażona nie słowem, ale życiem. Nie deklaracjami, ale powrotem do Boga.



Witryna opublikowana dzięki usługom internetowym Fundacji „Opoka”