III niedziela Wielkiego Postu (rok A)

Wj 17,3-7  Ps 95  Rz 5,1-2.5-8  J 4,5-42

W codziennym życiu spotykamy wielu ludzi. Te spotkania są bardzo różne. Niektóre pełne są serdeczności, przyjaźni, inne są pełne formalizmu, takie służbowe. Jeszcze inne przepełnione są niechęcią, czy wręcz złością. Każde spotkanie wywiera na nas jakiś wpływ, większy bądź mniejszy. Mówi się przecież: z kim przystajesz, takim się stajesz.

W dzisiejszej Ewangelii Jezus spotyka Samarytankę. Wydarzenie z pozoru prozaiczne, takie codzienne. Jednak jest w nim kilka dziwnych szczegółów. Po pierwsze do spotkania dochodzi w samo południe (szósta godzina według żydowskiego sposobu liczenia czasu to dokładnie samo południe), a więc w najgorętszej porze dnia. O tej godzinie nikt nie wychodzi z domu. Ta kobieta jednak wyszła. Dlaczego? Mogła spodziewać się, że o tej porze nikogo tam nie będzie. Być może właśnie oto jej chodziło. Mogła bać się spotkania z ludźmi albo po prostu czegoś się wstydziła. Idzie więc po wodę licząc, że nikogo nie spotka. Pomyliła się jednak, Jezus na nią czekał. I tu kolejne zaskoczenie. Jezus, który jest Żydem rozpoczyna rozmowę z kobietą z Samarii. Co w tym dziwnego? Samarytanie i Żydzi ze względu na zaszłości historyczne, nie utrzymywali ze sobą dobrych kontaktów, wręcz się nienawidzili. Swobodna rozmowa między Żydem a Samarytanką była nie do pomyślenie, nie mówiąc już o tym, że Jezus prosi ją o pomoc, mówi do niej: daj Mi się napić.

Spotkanie Jezusa z Samarytanką jest na pewno wbrew ówczesnym standardom. Samarytanki tam nie powinno być, a nawet jeśli to powinna zostać przez Jezusa zlekceważona. Pojawia się tu tylko jeden problem. Jezus tak nie potrafi! Nie umie nie być tam, gdzie człowiek doświadcza życiowych ciemności, takich jak lęk, niepewność czy wstyd. Nie potrafi także człowieka zlekceważyć.

W spotkaniu Jezusa z Samarytanką ważne są nie tylko okoliczności, ale przebieg tego spotkania i jego skutek. Jezus zaczyna od prośby o wodę, zaczyna od życia, wie co dla tej kobiety jest ważne. Następnie Jezus mówi jej o życiu wiecznym i dotyka bolących spraw z jej życia. Owa kobieta żyje z mężczyzną, który nie jest jej mężem, żyje więc w grzechu. Jezus jej nie ocenia ani nie potępia. Jednak jednoznacznie grzech nazywa grzechem. Kolejny etap ich rozmowy dotyczy kultu. Modlitwa i bliskość Boga jest tym co z grzechy wyprowadza człowieka. Wyprowadza do misji. Po skończonej rozmowie kobieta zostawia dzban, a więc symbol wszystkich życiowych trudów i idzie do miast głosić co usłyszała. Już się nie boi ani nie wstydzi, bo jej doświadczenie Boga nie jest wyuczone, ale jest przeżyte.

Doświadczenie Samarytanki jest także naszym doświadczeniem. Nie ma takich momentów w życiu, w których nie możemy doświadczyć spotkania z Jezusem. On wchodzi w nasze życie i czeka na nas. Dla Niego ważne jest nasze życie, to czym się cieszymy i martwimy i tam chce nas spotkać. To właśnie te doświadczenia mogą być dla nas czasem nowego odkrycia Pana Boga. Wszyscy żyjemy obecnie sytuacja związaną z rozprzestrzenianiem się wirusa. Może pojawić się lęk, niepokój. Jest to zawsze błędna podpowiedź. Oczywiście roztropność, unikanie niebezpiecznych sytuacji jest ważna, jednak nie można dać się sparaliżować strachem. A jeśli on się pojawia, to niech wprowadzi nas w doświadczenie Samarytanki. Jezus rozumie ludzki strach i proponuje rozwiązanie. Przyjęcie Jego miłości, prawdy o własnym grzechu i pragnienia nawrócenia prowadzi do prawdziwej wolności.



Witryna opublikowana dzięki usługom internetowym Fundacji „Opoka”